Tytuł: „Za głosem Kristen”
Autor: Lori Nelson Spielman
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy REBIS
Ilość stron: 368
Ocena: 6/10
Opis
Dziewiętnastoletnia Kristen ginie w katastrofie kolejowej. Jej matka i siostra zmagają się nie tylko z bólem straty, ale także z wyrzutami sumienia. Każda z nich czuje, że gdyby tego feralnego dnia zachowała się właściwie, dziewczyna nie podróżowałaby tym pociągiem. Erika, którą dręczą też demony z dzieciństwa, rzuca się w wir wymagającej pracy, Annie zaś nie przyjmuje do wiadomości śmierci siostry. Przeprowadza prywatne śledztwo i wyrusza na jej poszukiwanie do Paryża. Nadzieję podsycają tajemnicze maile zawierające aforyzmy nieżyjącej matki Eriki, znane i cytowane tylko w kręgu najbliższej rodziny. Czy pisze je ukrywająca się gdzieś Kristen? Chociaż dowody temu przeczą, Erika i Annie bardzo pragną cudu.
I w przewrotny sposób ten cud w ich życiu się wydarza…
/opis pochodzi od wydawcy/
Moja ocena
Jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością Lori Nelson Spielman, choć „Za głosem Kristen” jest jej 3 powieścią. Czy rzeczywiście po przeczytaniu tej książki, świat wydaje się piękniejszy?
„Najlepszy sposób na własne zmartwienia to zająć się zmartwieniami innych.”
Poznajemy Erike i jej dwie córki w dniu, w którym wyjeżdżają one na drugi rok studiów. Mimo obietnicy złożonej Annie i Kristen, Erika nie może ich zawieźć na uczelnię. Pracuje nad ważnym projektem i musi zjawić się w pracy. Dziewczynom zostaje podróż pociągiem. Jednak zanim siostry ustalą godzinę wyjazdu, Kristen wybiega z domu i Annie nie jest w stanie jej dogonić. Wydarzenia, które dzieją się później sprawiają, że zarówno Erika jak i Annie pogrążają się w głębokim smutku.
Po stracie bliskiej osoby wydawałoby się, że rodzina powinna się wspierać. Jednak matka i córka coraz bardziej się od siebie oddalają. Obie czują się winne śmierci Kristen. Erika wyrzuca sobie, że praca była dla niej ważniejsza i że gdyby dotrzymała obietnicy danej córkom nadal tworzyłyby pełną rodzinę. Annie milczenie mamy traktuje jako karę, za to, że nie dopilnowała swojej siostry, która tego dnia wydawała się bardzo pobudzona. Każda z nich przeżywa swoją żałobę w inny sposób, a poczucie winy i brak rozmowy sprawia, że stają się sobie całkiem obce.
Czy są w stanie pogodzić się z losem i docenić to, że mają siebie?
„Po raz pierwszy to brzmi sensownie. Żyć dalej to nie znaczy zapomnieć czy uciec. Trzeba tylko ruszyć ścieżką, która jest nieznana, czasem przerażająca, a zawsze nieprzewidywalna. Z każdym krokiem czujemy więcej, śmiejemy się swobodniej, boli nas mocniej i silniej kochamy”.
Powieść podzielona jest na rozdziały zatytułowane Erika – pisane w pierwszej osobie liczy
pojedynczej oraz Annie – tutaj narracja jest w trzeciej osobie liczy pojedynczej. Nie wiem skąd taka decyzja autorki. Moim zdaniem o wiele lepiej dałoby się zrozumieć emocje i uczucia obu postaci, gdyby ujednolicić formę do narracji pierwszoosobowej.
Nie zmienia to jednak faktu, że zdecydowanie bardziej polubiłam właśnie Annie. Jest to dziewczyna wrażliwa, troskliwa, empatyczna, kochająca spędzać czas z rodziną. Sytuacja, w której się znalazła pomogła jej się usamodzielnić i sprawiła, że zaczęła wierzyć swoje możliwości.
Erika z początku pogrążyła się w żałobie, a później by zapomnieć o bólu rzuciła się w wir pracy. Przez to straciła i drugą córkę, bo unikając z nią rozmów stworzyła mur nie do pokonania. Zaskakujące, że zamiast sobie pomóc, obie jeszcze bardziej siebie krzywdziły. Jednak jestem w stanie uwierzyć, że ludzie różnie radzą sobie ze stratą i zarówno postać matki jak i córki wydały mi się realne.
Gorzej z dialogami pomiędzy bohaterami. Takie przesłodzone, wzniosłe wydawały się mało realne. Najbardziej raziły mnie wypowiedzi Toma, u którego Annie pracowała jako niania jego córeczki. Jego długie rozmowy z Erika i wymieniane między sobą maile. Hmmm, może miał wyjść na czułego i troskliwego, a wyszedł na zagubionego i nieradzącego sobie w relacjach z nastolatkami.
„Tak to już jest z tą pierwszą miłością. Przychodzi z przyjacielskim uśmiechem na twarzy, a w kieszeni ma nóż, którym zrani ci serce.”
Niepokojące maile, które zaczynają przychodzić do Eriki i niezachwiana wiara Annie w pomyłkę przy identyfikacji ciała siostry, sprawiają, że przez całą historię czytelnik ma nadzieję, że Kristen jednak żyje. A książka zaczynała przypominać powieść detektywistyczną, co przykuwało uwagę czytelnika i zachęcało do poznania ostatecznego rozwiązania, które chyba nie powinno być inne.
Książka skłania nas do refleksji i każe nam zauważyć rzeczy ważne. Uświadamia nam by cieszyć się każdym dniem, każdą chwilą na tym świecie, bo nas czas tutaj nie będzie trwał wiecznie. Czasem warto z pewnych rzeczy zrezygnować, by poświęcić chwilę rodzinie i bliskim.
„Za głosem Kristen” to powieść, która otworzy nasze oczy na rzeczy naprawdę ważne. Zabierze nas w emocjonalną podróż przez ból, łzy i poczucie pustki, by sprawić, że docenimy to co mamy.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu Dom Wydawniczy REBIS
Fabuła mnie zainteresowała. Chętnie przeczytam tę książkę.
OdpowiedzUsuńStrasznie chciałabym mieć możliwość przeczytania tej książki. 😊
OdpowiedzUsuńZajrzę :)
OdpowiedzUsuńCiekawy opis:)
OdpowiedzUsuńWygląda interesująco. Lubię kiedy książka skłania do refleksji
OdpowiedzUsuńNiby nie do końca dla mnie, ale jednak fabuła wydaje mi się interesująca, jak wpadnie mi w ręce to przeczytam :)
OdpowiedzUsuńChyba sobie odpuszczę :/
OdpowiedzUsuńJestem zaciekawiona tą pozycją. Będę się za nią rozglądać.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam.
To książka dla mnie. Nie mogę przejść obok niej obojętnie. :)
OdpowiedzUsuńJa chyba podziękuję. Wolę teraz inny rodzaj literatury :)
OdpowiedzUsuń